O relacjach międzyludzkich ciężko mówić, pisać, czasem nawet myśleć... nie oszukujmy się, jest to jeden z najczęstszych problemów, spędzających nam sen z powiek. I tak się dziś zastanawiałam, wracając do domu po spotkaniu z moimi dziewczynami, z którymi już od dwóch lat nie łączy mnie ta sama szkoła, jak to jest, że ludzie często z najbliższych osób, stając się całkowicie nam obojętni. Jest na to jakaś reguła, to nasz wina, a może ich?
I tak sobie o tym dość poważnie myślałam, spacerując nocą w deszczu (jaki patosik, ale tak było:D), gdy nie musiałam zastanawiać się nad tym, dokąd idę, ponieważ jakieś pięć lat temu, przemierzałam tę drogę codziennie. Nagle weszłam na ścieżkę, która w mojej pamięci, została zarejestrowana, jako zabłocona, zarośnięta trawą... Jakież było więc moje zdziwienie, gdy zamiast błota, ujrzałam kostkę brukową.
I tak sobie pomyślałam, że z naszymi relacjami z ludźmi jest dokładnie tak, jak z tą ścieżką i ze mną. Bo to nie jest tak, że tylko inni ludzie się zmieniają. My też! Nasze życie cały czas pcha nas na przód, robimy nowe rzeczy, rzucamy się na kolejne wyzwania, spotykamy tysiące ludzi, poznajemy setki miejsc... I nie jest możliwe, byśmy pod wpływem wszystkich tych doświadczeń, nie zmienili się ani trochę.
I czasem jest tak, że nasza zmiana i zmiana bliskiej nam kiedyś osoby, zmierza w całkiem innym kierunku, że ona jest już tą kostką brukową, a my jednak nadal potrzebujemy błota. Tęsknimy za zniszczonymi przez nie butami, brudnymi spodniami, łzami wylanym, uśmiechami mimo wszystko... Okazuje się, że ktoś, kto niedawno był dla nas słońcem, rozświetlającym dni, dziś znaczy tyle ile zeszłoroczny śnieg. Wiem - brzmi okrutnie, ale niestety tak jest. Nie możemy żyć przeszłością i wierzyć, że nic się nie zmieniło, jeśli przechadzając się, zamiast błota, mamy na butach tylko kurz.
Ale zdarza się też i tak, że nasze drogowskazy pokazują dokładnie ten sam kierunek. Zmiany, sprawiają, że stajemy się sobie jeszcze bliżsi, a wzajemna obecność, pozwala przetrwać najtrudniejsze chwile. Nadal taplamy się razem w błocie, albo wręcz przeciwnie... Teraz nosimy piękne, czarne szpilki i potrzebujemy właśnie tej kostki brukowej, by ich nie ubrudzić.
Nie wiem i się nie dowiem. Prawdopodobnie nikt nie odpowie ta pytanie: dlaczego akurat z tymi ludźmi nadal się kochamy, a tamci są nam teraz tak obcy? Dlaczego nam się z nimi układa, a naszym wspólnym przyjaciołom już nie. Tak po prostu jest i chyba nie ma, co tracić czasu na nadmierne zastanawianie się nad tym.
Warto jednak go poświęcać na pielęgnowanie obecnych relacji, a nawet odnawianie tych, które już upadły... Ale nie za wszelką cenę, nie podejmujmy walki z wiatrakami, nie odkopujmy niepotrzebnie tego, co już dawno jest pięć metrów pod ziemią, szczególnie, gdy tylko my się staramy. Może kiedyś wszystko się zmieni i spotkamy się w połowie drogi, bo okaże się, że świat sam wyłożył nam kostkę brukową...
Mam nadzieję, że nikogo nie uraziłam porównaniami do błota i kostki, ale musiałam, bo to właśnie ten spacer, sprawił, że uświadomiłam sobie parę spraw. A przede wszystkim to, że ludzie są najważniejsi, bez nich nic nie miałoby na świecie sensu, dlatego dziękujmy tym, którzy właśnie w tej chwili są obok nas, znoszą nasze zrzędzenie i humory, sprawiają, że wszystkie porozsypywane i połamane kawałeczki naszego życia, znów można poukładać na właściwych miejscach. Są obok mimo wszystko, pukają nas w głowę, gdy robimy coś idiotycznego, pchają gdy nie mamy siły wejść na szczyt i wspierają we wszystkim.
Tego posta chciałabym zadedykować właśnie wszystkim moim osobom, wszystkim tym, o których myślałam, gdy wstukiwałam w klawiaturę kolejne zdania. Wiem, że wiecie, że to o Was i DZIĘKUJĘ :):)