piątek, 31 stycznia 2014

Dumna i uprzedzona - nie bójcie się, to nie będzie recenzja

Kochani :):)

Choć uwielbiam czytać, poświęcam książkom sporo czasu, to nigdy nie lubiłam pisać recenzji. Nieważne czy książka jest fajna, czy beznadziejna, czy nie potrafiłam się od niej oderwać, czy broniłam się rękami i nogami przed jej dokończeniem, albo w połowie rzuciłam nią w kąt i już nie wróciłam... Jedyne do czego się ograniczam, to maksymalnie pięć zdań na lubimy-czytać i to jedynie wtedy, gdy książka jest skrajnie irytująca, albo wręcz cudowna.

Ale właśnie dziś postanowiłam Wam o pewnej książce napisać, a to dlatego, że już w połowie lektury, trafiła bezapelacyjnie na listę moich ulubionych pozycji. Już zapomniałam, jak to jest czytać, coś tak całkowicie mnie pochłaniającego, już dawno nie przeżywałam tak losów bohaterów, tak się z nimi nie zżyłam, jak podczas czytania Dumy i uprzedzenia

Długo nie potrafiłam przekonać samej siebie, by za tę powieść się zabrać. Prawdopodobnie dlatego, że byłam zbyt uprzedzona do tytułu i czasów, w których rozgrywa się akcja. Na szczęście schowałam swą dumę do kieszeni, jak to uczynił Pan Darcy i pozwoliłam naszej miłości zakwitnąć. Z czego się bardzo cieszę i teraz  zastanawiam się tylko dlaczego tak długo zwlekałam.

Jeśli jeszcze nie przeczytaliście, a lubicie to robić, to nie zastanawiajcie się ani chwili. Cudownie jest poświęcić czas (nawet kosztem nauki na zaliczeni z prawa mediów) takiej powieści, w czasach gdy ludzie zaczytują się w Grey'u i Zmierzchu - sama też czytałam. Ale więcej emocji wywierały na mnie rozmowy Elizabeth z Darcym, niż seksualne ekscesy Any i Christiana. I choć obaj bogaci, wycofani, nieufni wobec ludzi i nie rozumiejący, dlaczego zakochali się właśnie w tej, biednej dziewczynie, to na tym podobieństwa się kończą...

Fakt, że już skończyłam, ale nie chcę jeszcze uciekać z czasów długich sukien, balów i matek, których jedynym problem jest to, by dobrze i bogato wydać córki za mąż, sprawił, że włączyłam sobie wczoraj film - ten z 2005 r. Oczywiście, nie oszukujmy się, że poza Władcą Pierścieni i Szkołą uczuć film nigdy nie umywa się do książki. Tak samo było i w tym przypadku. Ale jednak możliwość spędzenia jeszcze paru minut z Elizabeth, panem Darcym, Jane i panem Benettem była silniejsza.

Jeszcze za jedno jestem tej pozycji wdzięczna - przypomniała mi jak bardzo kocham czytać, bo ostatni nie trafiam na jakieś fantastyczne książki, na szczęście z pomocą przyszła mi Jane Austen. Choć teraz mam kolejny problem - co przebije Dumę i uprzedzenie? Bo na pewno nie Trzy metry nad niebem, które zaczęłam wczoraj czytać...
Za to zrzuciłam sobie już na czytnik inne powieści Austen, choć obawiam się, że żadna z nich nie dorówna tej pierwszej.

A jak u Was z czytaniem? Też macie problem, gdy skończycie lekturę jakiejś fantastycznej pozycji? A może już dawno na nic takiego nie trafiliście? I czy czytaliście Dumę i uprzedzenie? Ciekawa jestem Waszych opinii:)

A mi teraz marzy się jej papierowa wersja, bo mam tylko w formie E-book'a...

Miłego dnia :)

czwartek, 30 stycznia 2014

Za dużo myśli #3

Kochani :)

Wiem, że ostatnio bardzo Was zaniedbuję, ale niestety nawet ja - największy leń we wszechświecie, muszę czasem poudawać, że się uczę. Albo czytać cały dzień "Dumę i uprzedzenie", co robiłam wczoraj z nieukrywaną radością. Dawno tak dobrze mi się nie czytało niczego. A w związku z cudowną lekturą, mam dla Was kolejne pięć perełek.


5. Książka cudowna, więc nie trudno o cudowne cytaty, pełne mądrości i wiedzy o świecie, jak ten.


4. Skoro Jane Austen tak mówi, to pewnie jest w tym wiele prawdy.


3. Bo świat może nam się zawalić tysiące razy, możemy się poddawać, leżeć w rynsztoku, ale jej nie pozbędziemy się nigdy... Na całe szczęście! Bo czym byłoby nasze życie bez nadziei!


2. Bo chyba taka jest prawda. Ileż razy w życiu zawiedliśmy się na chwilach, tak długo wyczekiwanych, wymarzonych, mających być pod każdym względem idealnymi? Lepiej dać się życiu zaskakiwać...


1. Chyba nie muszę nic więcej dodawać, bo od nadziei cudowniejszy jest tylko uśmiech.

Mam nadzieję, że podobają Wam się cytaty. A wszystkim studentom życzę powodzenia podczas sesji :)

wtorek, 28 stycznia 2014

Więcej niż trzy szybkie - Izabela Kułaga




Kochani :)

Dziś kolejne pytania i odpowiedzi. A w roli głównej z makiem zasiana Izabela.
Bawcie się :)
Jestem… czarownicą Po pierwsze dlatego, że mam krzywy nos. Po drugie codziennie czaruję swoją rzeczywistość.
Wszyscy wiedzą, gdzie jestem… bo mnie słychać z daleka.
Lubię poznawać... nowe kraje.
Nienawidzę... obojętności.
Rzygam na… gburowatych ludzi.
Zmieniłabym w sobie… manię na ciągłe sprzątanie zarówno w domu jak i w głowie (bo ile można?:D )
Na pewno bym nie zmieniła… chęci ciągłego kształcenia się i zmieniania świata.
Gdy patrzę w lustro… i coś mi się w sobie nie podoba to wyobrażam sobie siebie w lepszej wersji i się uśmiecham.
Uśmiecham się… prawie nieustannie.
U ludzi uwielbiam... chęć pomagania innym.
W ludziach mnie irytuje... to, że spłaszczają swoje życie, gonią za tym co niepotrzebne, a nie widzą tego co najważniejsze.
Dla przyjaciół jestem... tu należałoby zapytać ich, ale staram się być dobrym przyjacielem
Gdy kogoś nie lubię... nie tracę czasu ani myśli na taką osobę.
Nienawidzę u facetów, gdy udają, że słuchają.
Nienawidzę u kobiet tego, że poświęcają czasem więcej godzin na swój wygląd niż wnętrze.
Lubię u facetów to skupienie w oczach, gdy robią coś ważnego.
Atutem facetów jest ich odwaga.
Wstydzę się łez.
Najdziwniejsze we mnie jest to, że bywam bardzo skrajna we wszystkich płaszczyznach swojego życia.
Najpodlejsze we mnie jest milczenie po tym, jak się z kimś pokłócę.
W łóżku… uwielbiam czytać.
Najgorszy sen to sen o pająkach.
Lubię dostawać... prawdziwe listy.
Ulubiona piosenka… nie potrafię wskazać jednej, bo to ciągle się zmienia, ale ostatnio uwielbiam takie klimaty, jakie dostarczają mi God is an Astronaut, Explosions in the Sky czy Sigur Rós
Ulubiony film... tak samo jak wyżej, ale uwielbiam Inni oraz Zapach kobiety
Ulubiona książka… tak jak wyżej, ale jeśli mam coś wskazać to Sekret
Ulubiony serial... zdecydowanie Jak poznałem Waszą matkę
Ulubiony deser... uwielbiam milkshake z banana i avocado
Najmilsze w dotyku… są kwiaty bawełny.
W szafie mam... porządek.
Mój styl jest... dość zmienny.
Na siłowni... raczej mnie nie znajdziesz. Ćwiczę w terenie i w domu.
Najbardziej... w życiu liczy się przyjaźń i miłość.
Komputer jest narzędziem mojej pracy.
Książka czy E-book są dla mnie odskocznią od rzeczywistości.
Gdybym była Batmanem... to robiłabym to co do mnie należy
Gdybym była prezydentem... to rozmawiałabym ciągle z narodem.
Idealny facet to taki, który słucha bez względu na porę dnia i okoliczności.
Moja platoniczna miłość to... to moja wielka tajemnica.
Rozważna czy romantyczna... oczywiście, że romantyczna
Kiedy mam wolny czas staram się go spędzać aktywnie.
Na bezludną wyspę… zabrałabym przyjaciół.
Marzę o... Tybecie.
Chociaż raz w życiu chciałabym się jeden dzień o nic nie martwić.
Najwspanialsze miejsce na ziemi to Tybet.
Idealny dzień... powinien być codziennie.
Miłość to dla mnie najwyższy szczebel przyjaźni.
Szukam… codziennie przynajmniej jednej odpowiedzi na dręczące mnie pytania.

Mam nadzieję, że podobało się Wam, tak samo jak mnie. A z makiem sianej Izabeli - z serducha gorąco dziękuję :):)

czwartek, 23 stycznia 2014

Za dużo myśli #2


Kochani!

Bez zbędnych wstępów - mamy czwartek, są cytaty :)


5. Bo tak sobie myślę, że dużo w tym prawdy.


4. Może wybierając taką drogę, będzie nam łatwej mierzyć się z codziennością...


3. Bo chyba zbyt często zapominamy, że nie tylko my musimy mierzyć się ze światem.


2. Ostatnio cierpię na brak motywacji, więc trzeba znaleźć dobry sposób, by się wreszcie ruszyć. Może komuś też pomoże?


1. Książka zawiodła końcem, ale cytat - cudo! Czyli po prostu... nie bójmy się żyć!

To by było na tyle. Obiecałam, że będzie bardziej pozytywnie i chyba mi się udało. Przynajmniej ja tak uważam :) 

A może Wy też macie jakieś cytaty, które nie opuszczały 
Was ostatnimi dniami? Chętni je poznam :)

środa, 22 stycznia 2014

W odległej galaktyce, czyli mojej głowie żył sobie ideał...

Znów wracam do bajek. I znów pomęczę tego biednego księcia. Bo jak już wyszłyśmy z tej wieży, to pora na poszukiwania tego, który się o nas postara Tylko jaki on ma być? No właśnie...

Gdy miałam 5 lat i namiętnie oglądałam Kopciuszka, to marzeniem był książę na białym koniu, potem były filmy z nastoletnimi bliźniaczkami Olsen i wszyscy Ci chłopcy, którzy za nimi biegali. Dochodzimy do Zmierzchu i cudownego, troszczącego się i gotowego umrzeć za Belle - Edwarda. Tak, czytałam... Był też Intruz i idealny Ian o szafirowych oczach. No i nie zapominajmy o komediach romantycznych - Andy z Narzeczonego mimo woli, Kevin z 27 sukienek lub też Kevin z Coyote Ugly. Każda z nas teraz by tak mogła wymieniać, nie?

Troszkę dorosłam, ale nie oszukujmy się - nadal czytam, oglądam, słucham i tworzę obraz idealnego mężczyzny, posiadającego wszystkie "konieczne do bycia perfekcyjnym dla mnie" cechy. Dzisiaj słucham Bruno Marsa, który śpiewa mi, że jestem idealna, albo jak bardzo żałuje, że on taki nie był, a  później John Legend kocha wszystkie moje wady. Najlepiej, gdy lecą w tle w czasie czytania jednej z książek z serii Kości Kathy Reichs z najidealniejszym z idealnych - Andrew Ryan'em. Ten twardy glina, z trudną przeszłością, wrażliwą duszą i pięknymi oczyma jest moim niekwestionowanym numerem jeden! Po lekturze najlepiej włączyć sobie Chirurgów i posłuchać wyznania Jacksona, a na koniec jakikolwiek odcinek Kości z najcudowniejszym Boothem. I w ten oto sposób tworzę sobie w głowie to coś, czego nawet nie można chyba nazwać mężczyzną, bo nierealnym jest by jeden człowiek miał w sobie to wszystko, co oni. By jakikolwiek prawdziwy, nie zmyślony, nie napisany czy wykreowany, tylko realny, ten stojący obok nas pomieścił w sobie wszystkie te cechy, które tak bardzo kochamy w naszej wyobraźni.

W ten sposób same zamykamy się w pułapce, same utrudniamy sobie życie. Pozwalamy, by romantyczna, zmyślona wizja odbiła się na naszej rzeczywistości, czyniąc ją gorszą. Nie doceniamy codziennych gestów, bo przecież Booth zrobiłby co innego, a Ryan wziąłby nas gdzieś siłą. Nie dajemy szans światu i ludziom, by zapierali nam dech w piersiach, by nas zaskakiwali i czynili nasze życie lepszym, bo już sobie wszystko poukładałyśmy, bo już mamy w głowie obraz tej rozmowy, romantycznego spaceru, czy idealnej randki. Sama sobie to robię... dokładniej to jestem mistrzem nadmiernego myślenia i tworzenia równoległego świata, w którym wszystko jest dokładnie, takie jakie chcę. 

Tylko, że ten świat nie jest idealny, nie był i nie będzie... Bo jest nieprawdziwy, bo nie ma w nim miejsca dla drugiego człowieka, który jednym słowem czy gestem potrafi sprawić, że nasze dotychczasowe wyobrażenia rozpadają się jak domek z kart. I to wcale nie jest złe, to potrafi być wręcz cudowne!

A na koniec cytat Josepha Conrada, który jest idealnym podsumowaniem mego kolejnego słowotoku:
To szczególne, jak dalece kobiety nie mają poczucia rzeczywistości.
Żyją we własnym świecie, który właściwie nigdy nie istniał i istnieć nie może. 
Jest na to o wiele za piękny, a gdyby można taki świat zbudować, 
rozleciałby się przed zachodem słońca.

Czy wśród Was też są takie niepoprawne romantyczki jak ja, czy może twardo stąpacie po ziemi 
i nie pozwalacie sobie na bujanie w obłokach?

Miłego wieczorku :) 

poniedziałek, 20 stycznia 2014

O farsie w Zakopanem, decyzji Kruczka i orłach w Danii, czyli w końcu nadszedł czas na sport!

Kochani!

Jak już Wam kiedyś pisałam - kocham sport i jestem kibicem całym sercem, a na jego śledzenie poświęcam większość swojego wolnego czasu, ale niestety mam problem z pisaniem o nim. Nie wiem z czego on wynika... może z tego, że uważam, iż źle tłumaczę. Trudno mi powiedzieć, ale ten blog nie mógłby się nazywać białasowy, gdyby sportu tutaj nie było. Czekałam więc od początku na odpowiedni moment, by napisać pierwszego posta na ten temat i wreszcie wczoraj znalazłam pretekst, by poruszyć z Wami temat, który jest dla mnie zarówno ważny, jak i trochę trudny.

Zastanawiacie się, co mnie skłoniło żeby się przełamać?
Wczorajszy konkurs skoków narciarskich w Zakopanem, a właściwie to farsa, która miała tam miejsce. Jak wiadomo stolica polskich Tatr cieszy się ogromną sympatią wśród skoczków i kibiców, atmosfera jest niesamowita, więc nikt nie chciałby odwołania konkursu, ale naprawdę czy to co się wczoraj stało, było lepszym wyjściem? Nie sądzę, szczególnie po naprawdę fantastycznym, sobotnim konkursie drużynowym, w którym niestety nasza drużyna zajęła czwarte miejsce, ale nie ujmuje to uroku rywalizacji. Organizatorzy i FIS nie chcieli więc skończyć wcześniej polskiego weekendu, ale wydaje mi się, że powinni. Wiatr zmieniający się co sekundę, jeden zawodnik dostaje 10 pkt. premii, a następny minus 17. Do tego deszcz, topiące się tory i chyba najbardziej kontrowersyjna decyzja jury - możliwość powtórzenia skoków przez Dietharta i Wellingera. Faktycznie, mieli prędkości o wiele niższe, ale dlaczego nie puścili przed nimi przedskoczków!? Problemu by prawdopodobnie nie było... Nie wiem, nie chcę powiedzieć, czy to dobra czy zła decyzja. Niektórzy czuli się poszkodowania, jak nasz Dawid Kubacki, inni twierdzili, że to słuszne posunięcie, ale najczęściej odpowiadano, że to decyzja jury i się jej nie kwestionuje. Pojawiały się też głosy, że Kazachowi czy nawet Polakowi nie dano by takiej szansy - możliwe. Wiadomo Alexander Pointner nakrzyczał na Waltera Hofera i skaczą jeszcze raz. No cóż,  nie wiadomo czy to przyznanie się do błędu, czy brak asertywności dyrektora PŚ... Beznadziejne warunki, kontrowersje, nierówne szanse, dużo krzyków i szyderczych uśmiechów - chyba nie o tym marzyli kibice w Zakopanem.

To tyle o wczorajszym konkursie, ale jeszcze nie koniec o skokach. Wieczorem trener ogłosił kadrę na Soczi. Jak już wcześniej było wiadomo - Stoch i Ziobro mieli pewne miejsca w drużynie olimpijskiej i chyba nie trzeba tłumaczyć dlaczego. Ale kwestia pozostałej trójki miała się rozstrzygnąć po konkursach w naszym kraju. No i jadą Żyła, Kot i Kubacki i ja się z Łukaszem Kruczkiem zgadzam. Klemens Murańka jest dobry, może sporo osiągnąć, ale chyba jeszcze niegotowy psychicznie. Krzysztof Biegun zdobył medale na Uniwersjadzie i wygrał w Klingenthal, ale więcej w Pucharze Świata nie pokazał. I choć wybrana trójka nie była ostatnio w najlepszej formie, to wierzę, że przez te trzy tygodnie się poprawi. U Kubackiego już w Zakopanem widać było progres. Maciek jest bardzo ambitny, a Piotr chyba najbardziej nieobliczalny i do tego regularnie punktują w Pucharze Świata. Poza tym cała trójka wraz z Kamilem zdobyła brązowy medal MŚ w ubiegłym roku. Wydaje mi się, że to dobra decyzja naszego trenera i wierzę, że nasi zawodnicy przywiozą z Rosji medale. Na pewno będę za nich mocno trzymała kciuki!

Ale na razie trzymam je za polskich szczypiornistów, którzy wczoraj po raz kolejny doprowadzili mnie prawie do zawału. Ta drużyna rzadko kiedy gra normalny mecz, już przyzwyczailiśmy się, że 10 minut przed końcem jeszcze niczego nie możemy być pewni. I chyba za tę waleczność tak ich uwielbiam. Choć niekoniecznie darzę sympatią Michaela Bieglera, to wierzę, że nasi zawodnicy są w stanie wiele ugrać w Danii. Sławek Szmal, Mariusz Jurkiewicz, Krzysiek Lijewski i niestety zbyt rzadko wpuszczany Michał Jurecki są moim subiektywnym zdaniem liderami tej drużyny i mogą ją poprowadzić do półfinału w meczach ze Szwedami i Chorwatami. Ja naprawdę w to wierzę:)

W ten sposób przebrnęliśmy przez pierwszego posta o sporcie. Myślę, że to nie ostatni. Mam nadzieje, że Was nie zanudziłam i zastanawiam się czy są wśród Was jacyś kibice?

Miłego wieczoru, ja niestety muszę się uczyć na jutrzejsze zaliczenie:(

czwartek, 16 stycznia 2014

Za dużo myśli

Kochani :)
Obiecałam Wam, że będą cytaty, ale nie wiedziałam, jak je tu zręcznie i ładnie wpleść. I chyba wreszcie doszłam do tego, że najlepiej będzie, gdy co tydzień wrzucę kilka sentencji, które "trzymały" się mnie przez ostatnie dni. Miało wyjść w środę, ale zanim udało mi się wszystko ogarnąć, to zrobił się czwartek, więc oficjalnie ogłaszam - czwartek dniem cytatów u mnie na blogu. Cieszycie się, bo ja bardzo:)

To zaczynamy...


5. Cytat wprost z "Kubusia Puchatka". Zawsze najbardziej lubiłam Kłapouchego, ale nigdy nie był mi tak bliski, jak przez ostatnie dwa tygodnie.



4. Jak już wiecie - lubię płakać, więc chyba nie muszę nic więcej dodawać.



3. Marylin ma w stu procentach rację, tylko żebym ja jeszcze chciała jej słuchać.



2. "Miłość i inne dysonanse". Tak wiele cytatów wypisałam z tej książki, ale ten... Po prostu najlepszy.



1. And the winner is... Znaleziony dwa dni temu, a już znam na pamięć! Nie wyraziłabym lepiej tego, co aktualnie u mnie słychać.

No i już... To tyle na dziś. Wiem, że troszkę mało wesoło, troszkę do popłakania, ale jakaś taka u mnie ostatnio aura. Ale w przyszły czwartek już na pewno będzie coś pozytywnego :)

Miłego :)

sobota, 11 stycznia 2014

Przeznaczenie - czy w ogóle mamy co oszukiwać?

Kojarzycie ten moment w serialach, gdy bohater głowi się nad czymś od tygodni, nie potrafi znaleźć rozwiązania swoich problemów, wszystko nie ma sensu, aż do momentu, gdy nie zdarzy się coś, co najczęściej w ogóle go nie dotyczy, a jednak okazuje się najlepszym wyjściem z jego sytuacji? Usłyszane przypadkiem zdanie, zdjęcie na ścianie, samochód źle zaparkowany czy rozmowa obcych ludzi nagle wypełnia naszą postać olśnieniem i jej wszystkie problemy znikają...

Dziś, oglądając Chirurgów zaczęłam się nad tym zastanawiać... Dlaczego tylko w serialach los tak łatwo zsyła rozwiązania, odpowiedzi czy wyjścia z trudnych sytuacji? Czemu w normalnym życiu tak się nie dzieje? I uświadomiłam sobie w pewnym momencie, że może jednak nam też się to przydarza!? Ile razy mieliście tak, że gdy za wszelką cenę staraliście się przestać o czymś myśleć, to nagle wpadł Wam w ręce długo szukany notatnik, w którym zapisywaliście wszystkie szczegóły, albo właśnie poznana osoba nosi imię tej, którą staracie się wyprzeć z pamięci, albo z kilku możliwych opcji, wybieracie akurat ten środek transportu, w którym spotykacie tę jedną osobę, na której Wam zależy? 

Zwykliśmy, przynajmniej ja, nazywać to przypadkiem. Zrzucać wszystko na swą psychikę, która wyłapuje imiona, chwile, podobne sytuacje, by jeszcze bardziej namieszać nam w naszych pokręconych głowach! Tłumaczymy sobie to w ten sposób, by poczuć się lepiej, mieć usprawiedliwienie dla swojej bezczynności, lub ze strachu przed cierpieniem! 

Sama nie wiem ile w tym przypadku, a ile działań kosmosu, Boga, wszechświata, naszych przodków, czy kogo tam jeszcze... Może faktycznie to nie ma żadnego znaczenia i jest tylko sumą losowych zdarzeń? A może jednak każdy ma coś zapisanego gdzieś tam, może ktoś lub coś ma wobec nas plany i wie, co będzie z nami za 5, a nawet 15 lat? 

Skoro istnieje przypadek, na który tak chętnie wszystko zrzucamy, to może jest też przeznaczenie? Sami pomyślcie ile razy zastanawialiście się, co by było gdyby... Ostatnio jedna z bliskich mi osób rozważała, czy spotkałaby się ze swym obecnym chłopakiem i czy byliby razem, gdyby on nie zmienił studiów, na te na których się poznali? Czy pisałabym właśnie tego posta, gdyby któreś z moich rodziców wybrało się na inny film w kinie? 

Szczerze... nie potrafię odpowiedzieć, czy przeznaczenie jest czy go nie ma. Nie wiem, ale chyba wierzę w to, że nie wszystko jest kwestią przypadku, że każda decyzja do czegoś nas prowadzi, że nic nie przytrafia nam się bez powodu. Takie myślenie chyba nadaje życiu większy sens, sprawia, że mam nadzieję, iż nawet wielkie błędy i idiotyczne pomyłki mogą przynieść pozytywne skutki. 

Chyba mogę więc powiedzieć, że wierzę w przeznaczenie, a to dlatego, że po prostu chcę w nie wierzyć! Chcę nadal, spoglądając w gwiazdy, widzieć w nich coś więcej, szukać wskazówek i przestać lekceważyć "przypadkowe" zdarzenia, które mogą przekonać mnie do podjęcia ważnych decyzji!

A co z Wami? Wydaje Wam się, że wszystko zależy od Was, czy może także wierzycie w to, że wszechświat ma wobec Was plan i chce Waszego szczęścia?

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Może i nie żyjemy w średniowieczu, ale facet to nadal facet!

Siedzę sobie ostatnio w pubie ze znajomymi i jak to zwykle wygląda – przy piwku śmiejemy się, gadamy o pierdołach, aż tu nagle - padło na temat trudny, który wzbudził w nas sporo emocji! Szczególnie we mnie!

Pewnie po tytule posta już powoli domyślacie się, o co chodzi. Tak, właśnie o związki, a dokładniej o to, czy kobieta może/powinna/musi zawalczyć o faceta i robić pierwszy krok. Już Wam kiedyś o "wymaganiach" wobec faceta pisałam, więc możecie już mieć jakiś obraz mego zdania na ten temat.

Więc, gdy tylko temat się pojawił, ja oczywiście wykrzyczałam swoje: kobieta nie może biegać za facetem, przecież to tak nie działa! W moim przypadku bynajmniej. Oczywiście przyznaję się bez bicia, z pięć lat temu robiłam jeszcze głupie rzeczy, może pozwalałam sobie na zachowania, które dziś by mi nawet przez myśl nie przeszły! Ale nie oszukujmy się – byłam smarkaczem bawiącym się w kotka i myszkę! Ktoś może mi powiedzieć, co ja wiem ze swoją jeszcze do marca dwudziestką. Ale będę bronić swego zdania, tak jak broniłam go w sobotę, gdy jedyny mężczyzna w naszym sześcioosobowym gronie stwierdził, że nie żyjemy w średniowieczu!

Racja, nie siedzimy zamknięte w wieży z warkoczem spuszczonym z okna, by nasz wybawca, książę na białym rumaku, albo Shrek mieli się po czym wspiąć i nas uwolnić, oczywiście wcześniej namiętnie całując. Nie mamy gorsetów, majtek cnoty i tych wszystkich walk rycerzy o nasze serca. Ale czy to znaczy, że mamy schować swą kobiecą godność do kieszeni i biegać za tym „księciem”, który okazuje się być maniakiem gier komputerowych, nie potrafiącym użyć noża i widelca, a już na pewno nie świadomym tego, że kobietę należy przepuścić w drzwiach i oddać jej marynarkę, gdy marznie! Oczywiście – pozwoliłam tu sobie na drobne wyolbrzymienie, ale chodzi mi o to, że zmiana epok nie wiąże się ze zmianą płci!

Nie mogę patrzeć, gdy kobieta zdeptuje swoją godność, biegając za facetem. Nie każę nam się znów zamknąć w wieży. Ale wychodząc z niej, nie zapominajmy o tym, że facet jest facetem! Jeśli mu zależy to podobno jest w stanie polecieć na księżyc i z powrotem, przepłynąć wszystkie oceany, wykąpać się z żarłaczem białym i przybiec do niej, nawet jeśli schowa się w stadzie tygrysów! Więc jeśli ma Twój numer telefonu, w znajomych na facebook’u albo mieszka dwie minuty od Ciebie, to naprawdę nie ma wymówki. Bo jeśli chcą, to podobno potrafią!  

Tak uważam ja. Ja – kobieta! Ja – sama! Ja – chcąca być z kimś, ale nie za wszelką cenę. Nie chcę, by mojej dzieci na pytanie, jak mamusia z tatusiem się poznali, usłyszały historię o tym, jak ja głupia biegałam za nim, pisałam tysiące wiadomości, przynosiłam ciasteczka, podczas gdy tatuś grał na komputerze, aż w końcu na jednej imprezie się upił, no i tak już się stało, że mamy Ciebie syneczku. To ma być nasza bajka długo i szczęśliwie?

Wiem, że w dzieciństwie nasłuchałyśmy się o Królewnie Śnieżce, Kopciuszku, Śpiącej Królewnie i tych wszystkich innych pięknych, o które ich ukochany zawalczył. I ja nie żałuję, że znałam te historie na pamięć i że nadal w nie wierzę. Nie chodzi o zamek, białego rumaka, mnie najpiękniejszą na świecie czy karoce z dyni. Tylko o prawdziwego faceta!

Podobno mamy to coś, co sprawia, że faceci wariują. Podobno potrafimy jednym uśmiechem dać mu do zrozumienia, że jesteśmy zainteresowane. Więc zróbmy to, uśmiechnijmy się, bądźmy sobą i dajmy jemu być mężczyzną. I jeśli już złamiemy jakąś swoją zasadę, napiszemy pierwsze – okej, każdej się może zdarzyć, może jest mniej domyślny! Są i tacy. Ale niech to się zdarzy, a nie zdarza wciąż. Bo tak naprawdę skończy się na tym, że nie dość, że go nie zdobędziemy, to utracimy siebie. A chyba nie ma nic gorszego!

A na koniec chciałabym wszystkim kobietkom polecić książkę:
Nie zależy mu na Tobie. Greg Behrendt i Liz Tuccillo (twórcy Seksu w wielkim mieście).
Mi też całkiem niedawno ktoś o niej powiedział i przeczytałam i czuję się mądrzejsza, a już na pewno świadoma tego, że wszystko o czym pisałam wyżej ma sens! I uwierzcie, nie przebieram w facetach, jestem zakompleksiona i zdarza się, że
Dopiero późną nocą
przy szczelnie zamkniętych oknach
gryziemy z bólu ręce
umieramy z miłości.
Ale chyba nadal wolę być sama, niż stracić kiełkującą wiarę w siebie i coś na kształt godności, co zdobyłam i jestem z tego dumna!


A Wy co myślicie na ten temat? Zgadzacie się, czy macie całkiem inne zdanie na ten temat?

Miłego wieczoru i pamiętajmy (bo do siebie też to pisałam) jesteśmy kobietami i zasługujemy, by ktoś o nas zawalczył! 


piątek, 3 stycznia 2014

2013 na 44 świstkach papieru

Kochani, groszkowo Was witam w tym Nowym Roku!


Pamiętacie, jak obiecałam Wam, że na zakończenie 2013 roku zajrzę do swojego wiklinowego koszyczka i opowiem ile karteczek w nim znalazłam? Dopiero dziś miałam na to czas…

                 



Były w nim czterdzieści cztery karteczki z dobrymi momentami tamtego roku. Troszkę mało, ale muszę podkreślić, że dwa miesiące wakacji, pełne fantastycznych zdarzeń, zapisałam na jednej karteczce, jako Dziwnów.

Wiem, że mogłabym się bardziej postarać i znaleźć więcej dobrych momentów minionego roku, ale jak już kiedyś wspominałam – był to pierwszy mój rok z koszyczkiem. Dziś jestem mądrzejsza, chyba szczęśliwsza niż 365 dni temu i w końcu obiecałam Wam pisać o wszystkich wrzucanych karteczkach.  Dlatego też otwieram szerzej oczy, mniej rozpaczam nad sobą i zapisuję wszystko, co wywoła uśmiech na mojej twarzy!

Jak widzicie na zdjęciu wyżej, w koszyczku jest już jedna karteczka z 2014. Zapisałam na niej Nowy Rok, bo mój sylwester przeciągnął się troszkę i właściwie trwał od 30 grudnia do 2 stycznia. Dopiero wczoraj wróciłam z Bierutowa. Spędziłam tam jednego z najlepszych sylwestrów w swoim życiu, poznałam fantastycznych ludzi i mam nadzieję, że wrócę tam jeszcze na jakąś imprezę, bo tzw. wieś party nie ma sobie równych i jest całkowicie w moich klimatach, szczególnie w tak doborowym towarzystwie.

A jaki był Wasz sylwester? Mam nadzieję, że też się świetnie bawiliście i macie co wspominać:)


A tymczasem miłego wieczoru :)

środa, 1 stycznia 2014

Białasowe życzenia na Nowy Rok



Życzę Wam, by rok 2014 nie był gorszy od tego, właśnie się kończącego,
by udało Wam się spełnić wszystkie postanowienia,
by każdy dzień był pełen uśmiechu,
by na Waszej drodze stanęło, jak najwięcej cudownych i dobrych ludzi,
by udało Wam się rozwiązać wszystkie nierozwiązane sprawy, podjąć trudne decyzje i naprawić popełnione błędy,
samotnym życzę, by los postawił cudowną miłość na ich drodze,
a tym zajętym - by uczucie kwitło, 
siły i wytrwałości w dążeniu do celu,
wiary w swoje możliwości,
siły do walki z samym sobą
i wielu cudownych chwil oraz wspaniałych wspomnień!


Mam nadzieję, że udało mi się ustawić opcje publikacji tak, by życzenia pojawiły się o północy :)

Jeszcze raz Szczęśliwego Nowego Roku!