środa, 22 stycznia 2014

W odległej galaktyce, czyli mojej głowie żył sobie ideał...

Znów wracam do bajek. I znów pomęczę tego biednego księcia. Bo jak już wyszłyśmy z tej wieży, to pora na poszukiwania tego, który się o nas postara Tylko jaki on ma być? No właśnie...

Gdy miałam 5 lat i namiętnie oglądałam Kopciuszka, to marzeniem był książę na białym koniu, potem były filmy z nastoletnimi bliźniaczkami Olsen i wszyscy Ci chłopcy, którzy za nimi biegali. Dochodzimy do Zmierzchu i cudownego, troszczącego się i gotowego umrzeć za Belle - Edwarda. Tak, czytałam... Był też Intruz i idealny Ian o szafirowych oczach. No i nie zapominajmy o komediach romantycznych - Andy z Narzeczonego mimo woli, Kevin z 27 sukienek lub też Kevin z Coyote Ugly. Każda z nas teraz by tak mogła wymieniać, nie?

Troszkę dorosłam, ale nie oszukujmy się - nadal czytam, oglądam, słucham i tworzę obraz idealnego mężczyzny, posiadającego wszystkie "konieczne do bycia perfekcyjnym dla mnie" cechy. Dzisiaj słucham Bruno Marsa, który śpiewa mi, że jestem idealna, albo jak bardzo żałuje, że on taki nie był, a  później John Legend kocha wszystkie moje wady. Najlepiej, gdy lecą w tle w czasie czytania jednej z książek z serii Kości Kathy Reichs z najidealniejszym z idealnych - Andrew Ryan'em. Ten twardy glina, z trudną przeszłością, wrażliwą duszą i pięknymi oczyma jest moim niekwestionowanym numerem jeden! Po lekturze najlepiej włączyć sobie Chirurgów i posłuchać wyznania Jacksona, a na koniec jakikolwiek odcinek Kości z najcudowniejszym Boothem. I w ten oto sposób tworzę sobie w głowie to coś, czego nawet nie można chyba nazwać mężczyzną, bo nierealnym jest by jeden człowiek miał w sobie to wszystko, co oni. By jakikolwiek prawdziwy, nie zmyślony, nie napisany czy wykreowany, tylko realny, ten stojący obok nas pomieścił w sobie wszystkie te cechy, które tak bardzo kochamy w naszej wyobraźni.

W ten sposób same zamykamy się w pułapce, same utrudniamy sobie życie. Pozwalamy, by romantyczna, zmyślona wizja odbiła się na naszej rzeczywistości, czyniąc ją gorszą. Nie doceniamy codziennych gestów, bo przecież Booth zrobiłby co innego, a Ryan wziąłby nas gdzieś siłą. Nie dajemy szans światu i ludziom, by zapierali nam dech w piersiach, by nas zaskakiwali i czynili nasze życie lepszym, bo już sobie wszystko poukładałyśmy, bo już mamy w głowie obraz tej rozmowy, romantycznego spaceru, czy idealnej randki. Sama sobie to robię... dokładniej to jestem mistrzem nadmiernego myślenia i tworzenia równoległego świata, w którym wszystko jest dokładnie, takie jakie chcę. 

Tylko, że ten świat nie jest idealny, nie był i nie będzie... Bo jest nieprawdziwy, bo nie ma w nim miejsca dla drugiego człowieka, który jednym słowem czy gestem potrafi sprawić, że nasze dotychczasowe wyobrażenia rozpadają się jak domek z kart. I to wcale nie jest złe, to potrafi być wręcz cudowne!

A na koniec cytat Josepha Conrada, który jest idealnym podsumowaniem mego kolejnego słowotoku:
To szczególne, jak dalece kobiety nie mają poczucia rzeczywistości.
Żyją we własnym świecie, który właściwie nigdy nie istniał i istnieć nie może. 
Jest na to o wiele za piękny, a gdyby można taki świat zbudować, 
rozleciałby się przed zachodem słońca.

Czy wśród Was też są takie niepoprawne romantyczki jak ja, czy może twardo stąpacie po ziemi 
i nie pozwalacie sobie na bujanie w obłokach?

Miłego wieczorku :) 

3 komentarze:

  1. Ja jestem z facetem, który nie jest ani trochę romantyczny, mówi ,,o Boże'', kiedy zmyję makijaż, ,,nie chce mi się'', kiedy chcę z nim gdzieś wyjść i ,,podrap mnie'' kiedy zmęczona padam do łóżka. A przecież marzyłam o na maksa zakochanym, wielbiącym mnie ,,przydupasie'' :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak byłam mała, to marzyłam o księciu z bajki, biały rumak, te sprawy... Jak byłam trochę starsza, to bardzo długo marzyłam o długowłosym muzyku, najlepiej harleyowcu, który zabierałby mnie na koncerty i grał ballady. Los złączył mnie z takim jednym. Jednak okazało się, że koncerty to nie wszystko, a większość z takich facetów, można opisać określeniem "wieczny Piotruś Pan". Potem marzyłam o charakternym pisarzu w stylu Stephena Kinga... ponownie znalazłam takiego. Okazał się fatalnym pisarzem oderwanym od rzeczywistości, z którym ciągle się kłóciłam. Potem jakoś miałam serdecznie dość wymarzonych facetów... i los chciał, że związałam się z moim długoletnim przyjacielem, który przez te wszystkie lata i fatalne zauroczenia był obok. I okazało się, że najszczęśliwsza jestem obok informatyka, który nigdy niczego się nie domyśli, jest "prostym" i równocześnie szalenie inteligentnym facetem. Traktuje mnie jak najpiękniejszy dar od losu, mamy wspólne pasje i mam wrażenie, że jest bardziej romantyczny, niż ja ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy naprawdę muszę tu pisać jak często jestem mega, mega, MEGA zła na S i najczęściej wtedy dzwonię do Ciebie i krzyczę? Ileż ja bym dała, żeby ten osioł niekiedy robił tak jak bym chciała... Cóż, nie jest moim księciem z bajki, bo ani tu bajki, ani księcia, a tym bardziej konia ( ho ho! ), ale któż inny znosiłby moje humorki, jak nie on?

    Nie znajdziesz księcia dopóki sama sobie nie nazwiesz.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój czas :)