wtorek, 31 grudnia 2013

Grudzień pełen natchnienia - tytuł zapożyczony

Kochani! 

Dziś nie groszkowo, ale bardzo cytatowo Was witam :)

Pewnego grudniowego dnia trafiłam na bloga Akri i jej projekt Grudniowe cytaty, w którym chodziło o to, by w postach z całego miesiąca umieszczać sentencje w pewnych kategoriach, które Akri podała. Ale oczywiście ja z moim ogarnięciem odkryłam to dopiero w połowie miesiąca, więc postanowiłam wrzucić wszystkie trzydzieści jeden właśnie dziś!

Dzień 1: Cytat, który towarzyszy wam, na co dzień.
Poznaj swoją wartość i zacznij się doceniać.
/Phil Bosmans/
Dzień 2: Cytat z ulubionej piosenki.
Więc dlaczego, właśnie dla mnie, wymyśliłeś bajkę, panie, o człowieku, który sam przez życie musiał iść?
/Monika Urlik – „Nie wie nikt”/
Dzień 3: Cytat, według którego staracie się żyć.
Spraw, aby każdy dzień miał szansę stać się najpiękniejszym dniem Twojego życia.
/Mark Twain/
Dzień 4: Cytat o życiu.
Życie jest łatwiejsze, niż się wydaje: wystarczy godzić się z tym, co jest nie do przyjęcia, obywać się bez tego co niezbędne i znosić rzeczy nie do zniesienia.
/Kathleen Noris/
Dzień 5: Cytat o miłości.
Gdybyś kiedyś we śnie poczuła, że moje oczy już nie patrzą na Ciebie z miłością, to wiedz, żem żyć przestał.
/Stefan Żeromski/
Dzień 6: Cytat z książki.
Przypomniało mi się to miejsce poniżej jego obojczyka, gdzie było zagłębienie, w które idealnie wpasowywał się mój policzek. Było mi wtedy tak dobrze. Tak bezpiecznie. Tak wspaniale.
Kathy Reichs – „Śmiertelne decyzje”
Dzień 7: Cytat z filmu.
Gabrysia (do Kilera): Może panu zrobić kanapki albo usmażyć jajka?
Siara: Cycki se usmaż!
„Kiler”
Dzień 8: Cytat z serialu.
Dlaczego walę się młotkiem w głowę?
Bo jest tak przyjemnie, kiedy przestaję.
/Meredith Grey – „Chirurdzy”/
Dzień 9: Cytat wypowiedziany przez ulubionego aktora.
Rany, nie wiem, co zjem dziś na kolację, więc trudno mi powiedzieć, co będę robił za dziesięć lat.
/Justin Bartha/
Dzień 10: Cytat wypowiedziany przez ulubionego muzyka.
Wyobraź sobie: siedzisz w pracowni, rysujesz coś, a po pewnym czasie nabiera to formy w przestrzeni. Coś, co było marzeniem w mojej głowie, potem płaskim rysunkiem, jest w trzech wymiarach i można tam mieszkać.
/Sabastian Karpiel-Bułecka/
Dzień 11: Zabawny cytat.
Ross: Ale ja nie chcę być wolny, jasne? Chcę być znowu żonaty!
[Do kafejki wbiega Rachel w sukni ślubnej]
Chandler: A ja chcę milion dolarów!
„Przyjaciele”
Dzień 12: Cytat, który was motywuje.
Dzień dzisiejszy – to jutro, o które tak martwiłeś się wczoraj.
Dzień 13: Cytat, który zawiera w sobie wiele prawdy.
To co najbardziej nas ogranicza, to nie brak chęci, możliwości czy pieniędzy – to brak pewności siebie.
Dzień 14: Bardzo popularny cytat.
Carpe diem
Dzień 15: Cytat, który wydaje się dla was niezrozumiały.
Próbowałam, ale nie znalazłam.
Dzień 16: Cytat wypowiadany przez ulubionego bohatera książkowego/filmowego.
Ale popełnili cholernie duży błąd, wchodząc na moje podwórko i przyskrzynię tych chorych sku***synów” – Andrew Ryan
/Kathy Reichs – „Śmierć za dnia”/
Dzień 17: Cytat, który często słyszycie.
Jeśli coś kochasz, puść to wolno.
Jeśli wróci – jest twoje.
Jeśli nie – nigdy twoje nie było.
/Antoine de Saint-Exupéry/
Dzień 18: Cytat, który być może często pojawia się na waszym blogu.
Czasem we mnie brak mi miejsca dla mnie
[na starym blogu :)]
Dzień 19: Cytat waszego przyjaciela/kolegi.
Zanim umrę, chcę walczyć o życie. Dopóki mogę iść o własnych siłach, dojdę tam, gdzie zechcę.
/Paulo Coelho/
Dzień 20: Cytat o przyjaźni.
Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają jak latać.
/Antoine de Saint-Exupéry/
Dzień 21: Cytat zachęcający do przemyśleń.
Tak wiele chcemy, a tak mało robimy, aby to zrealizować.
Dzień 22: Cytat, w który trzeba się wczytać, żeby go dobrze zrozumieć.
Czas to nie droga szybkiego ruchu pomiędzy kołyską a grobem; czas - to miejsce na zaparkowanie pod słońcem.
/Phil Bosmans/
Dzień 23: Cytat, który siedzi wam w głowie.
Trzeba  śmiać się, nie czekając na szczęście,
Bo gotowiśmy umrzeć, nie uśmiechnąwszy się ani razu.
/Jean de la Bruyere/
Dzień 24: Cytat świąteczny.
Święta jednoczą ludzi w świątyni miłości
Dzień 25: Cytat religijny.
Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje.
/Św. Paweł – I list do Koryntian/
Dzień 26: Cytat diabelski- o diabełkach.
W każdym z nas siedzi mały diabełek, a w co niektórych trochę większy.
Dzień 27: Cytat anielski- o aniołach.
Jestem przekonany, że anioły nie pogardzają ludźmi w tym stopniu, co ludzie sami sobą.
/Monteskiusz/
Dzień 28: Cytat nieznanego autora- cytat, który znamy, ale nie wiemy czyj to cytat.
Nieważne ile razy upadniesz, ważne ile razy się podniesiesz.
Dzień 29: Dowolny cytat.
– Puchatku?
– Tak, Prosiaczku?
– Nic – rzekł prosiaczek, biorąc Puchatka za łapkę – chciałem się tylko upewnić, że jesteś.
/A.A. Milne/
Dzień 30: Cytat z piosenki której ogólnie nie lubicie, ale jakiś fragment z niej do was przemawia.
Namieszałeś w mojej głowie,
Jednym gestem, jednym słowem.
Nie musisz przynosić mi wianków i bzów,
Wystarczy mi, że jesteś tu.
/Ewelina Lisowska – „Nieodporny rozum”/
Dzień 31: Cytat, z którym zaczniesz nowy rok.
Tańcz, jakby nikt Cię nie widział.
Śpiewaj, jakby nikt Cię nie słyszał.
Kochaj, jakby nikt Cię nie zranił.
Żyj, jakby nie było jutra!        

Mam nadzieje, że znaleźliście wśród nich choć jeden, który przyda Wam się w Nowym Roku! A mnie zabawa z poszukiwaniem tych cytatów przypomniała, jak bardzo je uwielbiam i uświadomiła, że białasowy słowotok nie będzie w pełni białasowy bez nich właśnie! 

Dlatego od dziś obiecuję Wam, że będzie ich tu więcej, jednak jeszcze nie wiem, czy będzie to np. tygodniowy zbiór sentencji, czy może jednak pod każdym postem będę zamieszczała jeden... Chętnie poznam Wasze zdanie na ten temat, bo sama nie potrafię podjąć decyzji!

A i nie mogę zapomnieć o tym - fantastycznego sylwestra!!!!!!!!!!!!!

niedziela, 29 grudnia 2013

Więcej niż trzy szybkie - Karola

Kochani!
Dziś groszkowo witam Was nie tylko ja, ale i moja Karola – Wam znana jako Caroline z bloga vie élégante:)

Bez zbędnych wstępów – po prostu przeczytajcie! Miłej zabawy!

Jestem kobietą
Wszyscy wiedzą, gdzie jestem, bo kiedyś napisałabym „bo mnie słychać”, a teraz napiszę: bo albo jestem z Białasem, która się głośno śmieje, albo z S. który ma dwa metry i nie da się go nie zauważyć
Lubię poznawać nowe miejsca
Nienawidzę jak ktoś przy mnie głośno chrupie, mlaszcze bądź ma wadę wymowy i mówi
Rzygam na zadufanych w sobie, nadętych ludzi
Zmieniłabym w sobie biust, zęby
Na pewno bym nie zmieniła charakteru – za długo nad nim pracowałam
Gdy patrzę w lustro zastanawiam się dlaczego znów moje włosy są nie w tym miejscu, w którym powinny
Uśmiecham się jak najczęściej
U ludzi uwielbiam gdy bezinteresownie pomagają
W ludziach mnie irytuje materializm
Dla przyjaciół jestem takim przyjacielem, jakiego sama chciałabym mieć
Gdy kogoś nie lubię on o tym wie
Nienawidzę u facetów ich przerośniętego ego
Nienawidzę u kobiet, że niekiedy są gorsze od facetów
Lubię u facetów, gdy pokazują, że mają dobre serce
Atutem facetów są silne ręce
Wstydzę się, gdy palnę coś głupiego przy ludziach
Najdziwniejsze we mnie jest, że nie potrafię żyć bez muzyki, a nie potrafię o niej pisać
Najpodlejsze we mnie jest … nie wiem. Myślę, że nie jestem podła. Nawet w myślach
W łóżku nie może być okruszków! Choć uwielbiam w nim jeść :)
Najgorszy sen  to, gdy śni mi się śmierć kogoś z bliskich mi osób
Lubię dostawać buziaczki
Ulubiona piosenka każda Alicii Keys
Ulubiony film Śniadanie u Tiffany’ego
Ulubiona książka Dziennik Bridget Jones
Ulubiony serial SATS
Ulubiony deser tarta z kremem z białej czekolady i letnimi owocami
Najmilsze w dotyku  są pluszaki
W szafie mam bałagan. I stanowczo za dużo ubrań, w których wcale nie chodzę, ale nie mam serca, by je wyrzucić
Mój styl jest bardzo prosty
Na siłowni rzadko bywam. Wolę biegać na świeżym powietrzu
Najbardziej boję się samotności i chorób
Komputer służy mi do pracy, pisania bloga, nauki. I choć dzień bez komputera jest cudowny, to nie mogłabym bez niego funkcjonować na co dzień
Książka czy E-book książka! Nigdy, przenigdy nie zamienię jej na wersję elektroniczną
Gdybym była Batmanem byłoby fajnie, bo nauczyłabym się latać :)
Gdybym była prezydentem, załatwiłabym darmową prenumeratę ulubionego czasopisma dla każdej z kobiet
Idealny facet istnieje, jeśli kobieta sama stworzy go idealnym
Moja platoniczna miłość to Michael Buble. Jest najpiękniejszy, najprzystojniejszy, najpiękniej śpiewa i rusza się tak, ze mdleję. Często” biorę z nim kąpiel” :)
Rozważna czy romantyczna – rozważna w życiu, romantyczna w marzeniach
Kiedy mam wolny czas czytam magazyny, książki, biegam i gram na pianinie
Na bezludną wyspę wzięłabym krem z filtrem. Już nie jestem tak głupiutka jak kilka lat temu i nie zależy mi na opaleniźnie latynoski, którą nigdy nie będę (niestety), a zdrowej skórze
Marzę o podróżowaniu
Chociaż raz w życiu chciałabym pracować za granicą
Najwspanialsze miejsce na ziemi do tej pory nie poznałam jeszcze zbyt wielu kontynentów, więc to pewnie mało obiektywne. Ale myślę, że do tej pory najpiękniej było w Chorwacji na wyspie Hvar
Idealny dzień to taki, w którym zrobię wszystko to, co sobie wcześniej zaplanowałam + znajdę czas na krótki odpoczynek
Miłość to dla mnie najwspanialsze, co człowiek może podarować drugiej osobie
Szukam stażu aktualnie :)


Kto będzie następny? Już niedługo się przekonacie!


A tymczasem dziękuję Karoli i śpijcie dobrze :)

sobota, 28 grudnia 2013

Po świętach pora na Nowy Rok!

Witam Was kochani bardzo groszkowo:)

Święta już za nami, wszyscy mamy je jeszcze w pamięci i boczkach, które powstały po ilości potraw pięciokrotnie większej niż 12. Ale nie ma co narzekać  po to są święta, by się najeść i nacieszyć rodzinką, a Nowy Rok by zbędne kilogramy pożegnać i postanowienia powitać!

O świętach zbyt wiele pisała nie będę, bo kto zna moją rodzinkę, wie że były szalone, pełne dzieciaczków, śmiechów, talerzy do zmywania i różnych dziwnych pomysłów, a kto nie zna, to czegoś może domyśleć się z moich życzeń dla Was! Ogółem święta u mnie w domu zawsze przypominają te z filmów z serii w krzywym zwierciadle, ale za to je uwielbiam i dzięki temu są takie magiczne i wspaniałe. A jak Wasze? Mam nadzieje, że moje życzenia się spełniły!

A teraz troszkę o Nowym Roku – a dokładniej postanowieniach. Nie jestem zbyt dobra w ich realizowaniu, czy je spisywałam, czy komuś o nich opowiadałam – rzadko się udawało. W związku z tym w  zeszłym roku postanowiłam  nic nie postanawiać i nie czuję się rozczarowana, że nie wyszło. Ale za to czuję się pusta i mi przykro, bo nie mam z czego siebie rozliczyć, gdy wszyscy wokół to robią. Nie mam szans zobaczyć czy poszłam krok na przód, czy udało mi się zrobić coś fajnego, dlatego też postanawiam wrócić do listy rzeczy do wykonania na rok 2014!

A nie raz spotkałam się z opinią, że najłatwiej jest coś zrealizować, gdy mówimy o tym ludziom, bo wstyd się przed nimi przyznać, gdy nam się nie uda. Będziecie więc pilnować moich postępów w Nowym Roku. A teraz lista spraw do zamknięcia przed 31 grudnia 2014:
  1. Praca – znalezienie jej jest moim must to do i to najlepiej do końca stycznia. I nie doprowadzanie do sytuacji, w której znów muszę iść do rodziców, bo nie lubię tego robić!
  2. Przyjaciele – odbudować kontakty z bliskimi osobami, z którymi niestety ostatnio się oddaliłam, z powodu odległości, która nas dzieli, dumy, bo ktoś nie odpisał dwa razy, czy innych idiotycznych powodów! Nie wyobrażam sobie życia bez nich, dlatego trzeba zawalczyć o nasze relacje! I oczywiście nie pozwolić rozpaść się tym, które dziś mają się dobrze!
  3. Mecz Skruni – co w moim słowniku oznacza najcudowniejszą siatkarską drużynę, czyli Skrę Bełchatów. Zabieram się już za to któryś rok i w tym musi się w końcu udać!
  4. Blog – skoro już się zabrałam za jego pisanie, to nie mogę przestać! Chciałabym regularnie i owocnie uczestniczyć w blogosferze przez cały przyszły rok i dłużej…
  5. Walką z chęcią ciągłych zmian – realizowanie tego, co sobie obiecałam w poście o zmianach, a mianowicie nie zmieniania się!
  6. Fitness – skoro już podpisałam roczną umowę i sprawia mi to przyjemność, a nawet przynosi rezultaty, to chcę nadal regularnie ćwiczyć i nie wymyślać idiotycznych wymówek!
  7. 60 książek – w związku z wyzwaniem, rzuconym mi przez Prokopa nie muszę chyba wyjaśniać :)

Chyba te najważniejsze wypisałam. Mam nadzieję, że uda mi się wszystko zrealizować, a nawet więcej! Wierzę też, że zrobię w tym roku wiele fajnych rzeczy, wrzucę dużo karteczek do wiklinowego koszyczka, poznam nowych, cudownych ludzi i będę szczęśliwa!

To raczej nie jest mój ostatni post w 2013 roku, ale czy ktoś zabroni mi pisać o postanowieniach 28 grudnia? I czemu nie można by zacząć realizować ich już wcześniej? Dlatego też zaraz wychodzę na spotkanie z przyjaciółką z liceum odbudowywać nasze relacje!

A jak u Was jest z postanowieniami? Macie ich dużo czy w ogóle? Realizujecie je wszystkie czy żadnego? Chętnie się dowiem, czy tylko ja mam z nimi taki problem!


Miłego wieczorku :)

wtorek, 24 grudnia 2013

Chyba nie spodziewaliście się niczego innego, niż Wesołych Świąt!

Groszkowo-wigilijne dzień dobry :) 

Kochani, chciałabym między obieraniem migdałów, pomaganiem Basieńce przy makówkach i kapuście z grzybami, podczas chwili zamknięcia się w pokoju, przed dziesiątką osób krzątającą się na zmianę po mieszkaniu od niedzieli złożyć Wam życzenia...

A czego Wam życzę?
Oczywiście cudownych, iście magicznych świąt, spędzonych w gronie tych ludzi, którzy są Wam najbliżsi, tych których najbardziej kochacie! By wszyscy zapomnieli o sprzeczkach, drobnych nieporozumieniach, by przy stole wigilijnym gościł uśmiech, łzy wzruszenia i szczęścia, spokój i ta iskierka, której nie ma żaden inny dzień w roku. Śniegu też Wam życzę, choć podobno nie ma na niego szans - ja nadal wierzę :) Jeszcze dokładam wieczór z Kevinem, rodzinne gry i kolędy - nie pozwólmy, by telewizor stał się atrakcją wieczoru. Magicznej pasterki, dla tych którzy wierzą i byście w tym okresie odnaleźli coś dla siebie, byście je zapamiętali do końca życia, by były zwyczajnie niezwyczajne i przede wszystkim cudowne - na Wasz własny sposób!

Cieszcie się tym czasem, nie pozwólcie go sobie zepsuć i do usłyszenia po świętach :)


czwartek, 19 grudnia 2013

Miało być o świętach i... będzie :)

Gwiazdeczki kochane :)

Obiecałam Wam, że w końcu o świętach napiszę i słowa dotrzymuję:)
I choć prawie na każdym blogu jest o sprzątaniu, prezentów kupowaniu, powrotach do domu itd. to czyż nie kochamy tego czytać? 

Pewnie nikogo nie zdziwię stwierdzeniem, że kocham święta i cały ten zgiełk przed nimi. Nie mam też problemu z brakiem świątecznej atmosfery, czy też nieodczuwaniem tego, że już we wtorek Wigilia. Cieszę się na to i zagryzam paznokcie w oczekiwaniu. Szczególnie, że w tym roku wypada, iż moje rodzeństwo będzie u nas w domku, czyli lekko licząc - jedenaście osób w tym czwórka dzieciaczków! Będzie pięknie, bo będziemy wszyscy razem, bo będzie zupa grzybowa, kapusta z grzybami i makówki, bo będziemy śpiewać kolędy, bo będzie czas na zabawę z dziećmi, a gdy one pójdą spać - to na Prawo dżungli, będzie Kevin i płacz ze śmiechu, będzie Pasterka i będzie obiad świąteczny 25 z babciami. Czyli po prostu będą święta - to mi wystarcza, nawet jeśli kolejne bez śniegu:)

Jeszcze słów kilka o świątecznej aurze...
Wydaje mi się, że w tej kwestii problemem nie jest brak śniegu, narastająca komercja i Mikołaje w sklepach od września, nasz wiek, czy zanikające tradycje... Dla mnie atmosfera świąt rodzi się w nas, a wmawianie sobie i innym, że jej nie czujemy, tylko pogłębia jej brak. 
Mi do poczucia magii świąt wystarczają ciasteczka upieczone z Basieńką (to moja mamusia), kulki rybne zrobione przez tatusia, kupowanie prezentów, zrobienie czegoś dobrego, wypisanie kilku kartek z życzeniami, posłuchanie RMF Święta, zapach świeczek w moim pokoju, ciasteczka od cioci i sprzątanie. Wszystkie te czynności są moją coroczną tradycją - dlatego je pielęgnuję i nie muszę mówić, że tradycja zanika. Bo tak się nie dzieje, gdy o nią dbam! A co do śniegu -  jasne, że chciałabym, żeby spadł, ale do 24 jeszcze troszkę czasu, może święta będą białe. Co do komercji - biznes is biznes, da się przeżyć i omijać te regały w sklepach :P A mój wiek - o nie! nigdy nie dam sobie wmówić, że jestem za stara na święta, dziś po prostu znaczą dla mnie co innego, niż dziesięć lat temu. Ale gdy patrzę na Basieńkę, która też jest w iście świątecznym nastroju, to ten argument również do mnie nie trafia.

Dlatego kochani moi - wiem, że pewnie wielu z Was z roku na rok coraz słabiej odczuwa świąteczną atmosferkę, bo słyszę to ostatnio z każdej strony. Więc pomyślcie sobie, co lata wstecz było dla Was wyznacznikiem świąt, kiedy one się zaczynały i nie mogliście się na nie doczekać - przypomnijcie sobie, co wtedy robiliście i róbcie to! W końcu to Wasza tradycja, o którą trzeba dbać. A gdy będziecie ją pielęgnować, to ona się Wam odwzajemni nastrojem i entuzjazmem świątecznym, za którym tak bardzo tęsknicie :)

środa, 18 grudnia 2013

Miało być iście świątecznie, a było łzawo i z posklejanymi rzęsami

Chłopaki nie płaczą, za to kobiety owszem! Taki sobie stereotyp, który zawsze przełamywałam z moim tatą. On – etatowa, rodzinna beksa; ja – niewzruszona na ślubach, rocznicach, narodzinach dzieci, a co dopiero filmach czy książkach! I tak sobie żyłam i byłam dead inside, jak Chandler Bing.



Zawsze najbardziej kochałam jego postać i utożsamiałam się z nim najmocniej. A gdy zobaczyłam ten odcinek, uświadomiłam sobie, że jestem robotem, tak jak on.



Jedynie co się nie zgadzało – to koniec odcinka (niestety nie znalazłam tego fragmentu w lepszej wersji, ale chodzi o sam moment od 2:20):


Okazało się, że w Chandlerze otworzyły się wrota, co mnie miało się nigdy nie zdarzyć. Jakież było me zdziwienie, gdy i we mnie coś pękło. Choć nie pamiętam dnia, w którym wszystko się zmieniło, nie odnotowałam konkretnego momentu w mojej przeszłości, który otworzył te szczelnie zatrzaśnięte na jakieś tysiąc zamków wrota. Ot tak szeroko się rozwarły i wszystko się zmieniło.

I tak sobie dziś pochlipuję, przy każdej możliwej okazji. Gdy moi bliscy są szczęśliwi, albo się kłócą. Gdy Skra Bełchatów przegrywa, gdy nielubiany przeze mnie Thomas Morgenstern wywraca się po skoku, albo gdy czytam o śmierci Paula Walkera – to przynajmniej są realne wydarzenia! Ale Ryana zostawiającego Brennan w moich „Kościach” (wersja książkowa) przeżywałam przez trzy dni, tak samo - upragniony ślub Bootha i Brenna („Kości” - serial) nie mógł obyć się bez mego wzruszenia. „Szkoła uczuć”, oglądana po raz tysięczny – okazuje się, że nagle na niej też mogę się popłakać.

Mój płacz ma jeszcze jedną dziwną cechę – lubi towarzyszyć innym czynnościom. Niezliczoną ilość razy płakałam, zagniatając ciasto, albo też prasując. Nie pytajcie dlaczego, bo nie mam zielonego pojęcia. Tak jak nie wiem, dlaczego dziś, podczas finału akcji Oddaj MiSie, gdy najśmieszniejszy Mikołaj, jakiego w życiu widziałam (brawo Seweryn:P) wręczał dzieciakom prezenty i wszyscy się cieszyli i śmiali, aż tu nagle Białas postanowił sobie zaszlochać. Mój organizm jest mistrzem wybierana sobie najidiotyczniejszych miejsc i chwil do płaczu… good for me!

Nie wiem z czego to wynika i myślę, że nigdy się nie dowiem. Muszę sobie z tym po prostu radzić, bo pogodzona już jestem. Widocznie emocjonalność stała się jedną z moich dominujących cech. A jak już Wam kiedyś pisałam – uczę się akceptacji siebie właśnie takiej, więc i tego zmieniać nie będę. Chyba nawet bym nie była w stanie, przecież ze łzami jeszcze nikt nie wygrał. Przynajmniej mi się to nie udało!

A tak jeszcze na marginesie - do dziś ulubionym powiedzonkiem mojej rodzinki jest: przecież Ty nigdy nie płaczesz! Sarkastycznie i trafnie, choć gdy stoję przed nimi zalana łzami, z pandami pod oczami, to jednak średnio mi do śmiechu. A poza tym – nie oszukam nikogo  - moje niepłakanie odeszło w niepamięć i dziś to ja jestem najbardziej płaczliwą i emocjonalną, najczęściej wzruszającą się osobą w rodzinie i noszę szpilkę wpiętą do kosmetyczki, by ratować, sklejone łzami rzęsy, gdy otwarte wrota dają o sobie znać poza domem!

Kochani, nie płaczcie – no chyba, że ze szczęścia. I mam nadzieje, że w końcu uda mi się napisać coś o świętach, bo próbuję już drugi raz, ale zawsze się okazuje, że jest jednak coś innego.



niedziela, 15 grudnia 2013

Marcinie Prokopie – challenge accepted!

Kochani, groszkowe dobry wieczór :)




Każdy z Was pewnie wie o co chodzi, nawet jeśli serialu nie oglądał! I każdy z Was pewnie nie raz jakiś challenge podjął i go zrealizował… może niekoniecznie od razu wykrzykując w powietrze, do znajomych, do maszyny, telefonu czy czegokolwiek te dwa, jakże wymowne słowa! Ale z nimi, czy bez – wyzwania podejmować lubimy, niezależnie od tego czy sami je sobie rzucamy, czy ktoś inny! Mnie na przykład dwa dni temu do podjęcia wyzwania zachęcił, nie kto inny – tylko sam Marcin Prokop!

A historia zaczęła się tak:
Nocą z piątku na sobotę w ciepłym łóżeczku, świeżej pościeli i świetle zielonej lampy, w  zaciszu mojego najcudowniejszego pokoju czytałam sobie Wszystko w porządku. Układamy sobie życie Prokopa i Hołowni (o niej będzie osobny post, jak przeczytam). I trafiłam na listę 9 internetowych memów, które więcej mówią nam o współczesnym świecie niż tysiąc książek – ten oto powszechnie znany i lubiany mężczyzna zadał pytanie: Zresztą, kto miałby dziś czas na przeczytanie tysiąca książek? I bach! W tym momencie, mój mózg przypomniał sobie III zasadę dynamiki Newtona i zadziała się w nim ekspresowa akcja-reakcja!

Nie wiem czy mam czas i czy dożyję, ale dwumetrowy człowieku – sam tego chciałeś:
Challenge accepted!
Przekopię się przez miliardy zdań, stron, książek tych papierowych i e-book’ów, dzięki dobroci Internetu, bibliotek,  księgarń, antykwariatów… Wyzwanie rzucone, wyzwanie podjęte, a teraz książki – nadchodzę!

Oczywiście nie zaczynam od zera, bo troszkę mi się już w swym życiu przeczytać udało, więc kolejne tytułu będę doliczać do dzisiejszego stanu. Ale jeśli się uda, to może będzie i ponad tysiąc – czemu by nie. Przecież to wcale nie jest takie trudne, prawda?

A może Wy też macie ochotę podjąć wyzwanie Marcina Prokopa? Albo jesteście w trakcie realizowania jakiegoś innego challenge? Chętnie o nim poczytam?


A teraz miłego wieczoru i słuchajcie świątecznych piosenek:)

<a href="http://www.bloglovin.com/blog/11425373/?claim=2cwaa37tj9a">Follow my blog with Bloglovin</a>

środa, 11 grudnia 2013

Error - całkowity reset wymagany!

Cześć Kochani :)

Jak Wasz organizm reaguje, gdy działacie przez wiele dni na wysokich obrotach , śpicie maksymalnie pięć godzin, biegacie z miejsca na miejsce, a w domu staje się dla Was hotelem? Bo w moim przypadku nadchodzi taki moment, w którym potrzebuję całkowitego resetu! 

Co wtedy robię?
Najczęściej wstaję rano i stwierdzam, że nie muszę iść na uczelnie, w związku z tym nadszedł ten cudowny dzień, gdy mój organizm odzyska siły! Mimo, że jestem osobą, która potrzebuje wielu ludzi obok siebie, to akurat w te dni, cieszy mnie puste mieszkanie, a przebranie się z piżamy w domowy strój często zajmuje mi kilka godzin. 

Potem znajduję sobie odprężającą i niewymagającą ode mnie zbyt wiele rozrywkę - najczęściej jest to książka wymiennie z serialami. Dziś trafiło na Castle - jeden z dwóch moich ulubionych seriali kryminalnych (drugi to Kości). Nie wiem ile odcinków zobaczyłam, ale na pewno tyle, by przestać myśleć o tym, co jeszcze muszę zrobić, jak wiele obowiązków i spraw od jutra muszę znów załatwić, zapomnieć o stresujących sytuacjach i irytujących chwilach ostatnich dni. 

I tak sobie siedziałam na swoim zielonym fotelu pod kocykiem, ograniczałam wstawanie do minimum i się odprężałam :)

A co Wy robicie, gdy Wasz organizm odmawia już posłuszeństwa, zasypiacie w środkach komunikacji i nie macie siły ubrać spodni? Chętnie się dowiem!

Życzę Wam dnia relaksu, bo każdy go potrzebuje - szczególnie w przedświątecznym zgiełku :)

sobota, 7 grudnia 2013

Wymagam czy po prostu się cenię?


Cześć kochani!


Ostatnio usłyszałam od swej siostry (dla tych, którzy nie wiedzą – Dodo jest starsza ode mnie o osiem lat, ma męża i dwójkę dzieci), że razem z mamą stwierdziła, iż mam za wysokie wymagania względem płci przeciwnej! Zdarzyło się to jakiś tydzień temu, zdążyłam to już oczywiście przedyskutować z dziewczętami, a dziś postanowiłam się tym podzielić i z Wami :)

Ale może zacznę od początku…
Aktualnie jestem sama od dawna, jeszcze nie spotkałam na swej drodze osoby, z którą wpakowałabym się w poważny związek, choć nie ukrywam, że chciałabym mieć się do kogo przytulić, komu ponarzekać na okropny dzień i z kim spędzać zimne wieczory… Jednak nikogo takiego nie ma. Dlaczego? Nie mam pojęcia! Ale może drobne podejrzenia!

Do niedawna myślałam, że problem tkwi w moim wyglądzie, ale chyba jednak w głowie -  o czym Wam ostatnio troszkę pisałam. Stare, oklepane, babcine porzekadło głosi, że nikt Cię nie pokocha, póki sam tego nie zrobisz! I może jest w tym trochę, a może nawet i bardzo dużo prawdy! Także pokochać siebie próbuję, ale co z tego wyniknie, to zobaczymy :)

Ale wracając do meritum… czyli moich „wymagań”
Usłyszałam od Dodo to stwierdzenie, gdy produkowałam się jej w samochodzie na temat związków, które aktualnie chętnie czy niechętnie obserwuję, a nawet często doradzam dziewczynom. I tak jej mówię, że nie rozumiem dlaczego niektórzy tkwią w związkach, w których poczuli się zranieni do  tego stopnia, że stracili całkowicie zaufanie, że płaczą przez kogoś, gdy tamta osoba się tym w ogóle nie przejmuje! W związkach bez przyszłości, bo wiedzą, że druga „połówka” nie planuje spędzić z nimi dłuższego okresu czas, niż do końca miesiąca. Czy takim, w których wiedzą, że ukochany/a są z nimi, nie dla nich samych, ale dla wyobrażenia, figury czy biustu… Chyba wiecie o co mi chodzi? Pewnie sami macie teraz w głowie kilka takich par i już wielokrotnie się zastanawialiście dlaczego nadal są razem?!

I właśnie po tym wywodzie usłyszałam od siostry, to co już wiecie! I zastanawiałam się ostatnio nad tym bardzo dużo, zarówno sama, jak i z dziewczynami. I wiecie co? Nie zgadzam się z tym! Nie uważam, żeby zbyt dużymi wymaganiami jest chęć posiadania faceta, który będzie ze mną też dla tego, co mam w głowie, a nie tylko jak wyglądam (szczególnie, że nie jestem wysoką blondynką o dużym biuście, a mam parę kilogramów za dużo, małe piersi, duży tyłek i średnio-ładne nogi). Takiego, który nie doprowadzi do tego, że całkowicie przestanę mu ufać. Wydaje mi się też, że niechęć związania się z kimś, kto może zmienić zdanie, co do nas w dwie minuty, jest tylko przejawem doceniania siebie. Nie chciałabym tkwić w czymś, co będzie sprawiało, że będę czuła się gorsza, brzydsza, czy bardziej samotna, niż jako singiel!

I ciężko stwierdzić, jak będzie i co będzie, gdy spotkam już tę osobę, dla której stracę głowę i serducho! Czy dalej będę taka mądra  i pewna, jak dziś? Czy moje wymagania nie zmienią się w wady do zaakceptowania? Nie wiem, ale na dzień dzisiejszy tak stawiam sprawę i mam nadzieję, że jak bym zakochana nie była, to nadal będę cenić siebie, wierzyć, że zasługuję na dobrą osobę u swego boku i będę miała siłę zakończy destrukcyjny związek!

A Co Wy o tym myślicie, też uważacie, że są pewne rzeczy, których nawet mimo wielkiej miłości, nie można tak po prostu zaakceptować? Chętnie dowiem się, co sądzicie na ten temat i mam nadzieję, że nie uważacie mnie teraz za przemądrzałą, feministyczną, zgorzkniałą babę, która stara się wytłumaczyć swoją samotność jakimiś pseudointelektualnymi wywodami! Bo nie jestem taka, a do feminizmu mi tak, jak Djokovicowi do skoków narciarskich! (czyli daleko :P)

Dystansu i optymizmu Wam dziś życzę :)





wtorek, 3 grudnia 2013

Jesteś super, gdy jesteś sobą!

Groszkowo i bardzo gorąco Was witam:)

Taka mnie ostatnio nachodzi pewna myśl… czy naprawdę jestem taka beznadziejna, że ciągle muszę się zmieniać? Też się tak czujecie, gdy z każdej strony uderza Was to samo polecenie: zmień siebie! Blogerzy prześcigają się w swoich historiach, gazety w poradach, a i telewizja nie pozostaje dłużna… Nawet bardzo lubiana przeze mnie Ania ma o tym piosenkę!

Ania - Zmieniaj mnie, gdy zechcesz


Niestety wiele osób się na to zgadza, wiele wierzy w swą beznadziejność i pozwala sobą dyrygować. Wcale nie chodzi tu tylko o związki i drugą połówkę, dla której postanawiamy być kimś innym, często wystarcza nam czyjś post na blogu czy artykuł w gazecie i już tworzymy nowe ja, które po miesiącu okaże się znów równie beznadziejne, jak poprzednie - oczywiście zdaniem tych, którzy lubią nam mówić, co mamy robić.

Nie myślcie sobie teraz, że pozjadałam wszystkie rozumy i się tu wymądrzam… Jest wręcz przeciwnie! Ja jestem jedną z tych wiecznie się zmieniających, tych nie akceptujących siebie w każdym calu i zakompleksionych po uszy… I przez cały czas krytykuję siebie, każdą swą decyzję, zachowanie czy wygląd. I oczywiście wciąż twierdzę, że powinnam się zmienić, bo nie jestem wystarczająco fajna, bo nie spełniam wymagań - właśnie a propos wymagań, kto mi je stawia? Kto jest taki fantastyczny, że może mi mówić, że ja jestem beznadziejna?!

I wiecie co? I nic! Ciągłe zmienianie się nic nie daje, wcale nie czuję się lepsza, fajniejsza - cały czas tylko podążam za nieuchwytnym ja, którego obraz mam w swej głowie, ale nigdy go nie osiągnę!

Dlatego teraz postanowiłam - o ironio - coś zmienić, ale tym razem tylko w swoim podejściu do siebie. Zamiast podążania za kimś innym, kimś kim nigdy nie będę, postanawiam nie zmieniać się! I powiem Wam, że jak na razie ta taktyka działa, powoli zaczynam lubić siebie:)

źródło: http://www.damsko.pl/13852/Nie_zmieniaj_sie.html

Chciałabym, żebyście nie zrozumieli mnie źle! Jeśli odczuwacie wewnętrzną potrzebę udoskonalanie siebie, to nic nie stoi na przeszkodzie! Jeśli  chcecie zrzucić kilka kilogramów, pokonać swą nieśmiałość czy zmienić kolor włosów, to proszę bardzo, ja Was zachęcam i trzymam kciuki!

Ja tylko nie chcę, żebyście tak jak ja do tej pory, dawali wszystkim wokół wmawiać sobie, że nie jesteście takimi, jakimi powinniście być!

Śpijcie dobrze :)


P.S. Obiecałam, że post będzie dziś i jest:) Ale tak późno, ponieważ piekłam ciasteczka na akcję, o której pisała Wam Caroline w poście: Oddaje miSie! I ja również gorąco zachęcam Was do pomocy:)

niedziela, 1 grudnia 2013

sabat czarownic czy szansa na relaks?

Groszkowo witam:)

Kochani moi,
przedstawiam Wam pierwszy post z kategorii słomkowy koszyczek… Pewnie pamiętacie, gdy na początku roku Internet obiegł pomysł na słoik dobrych chwil. Wrzuca się do niego karteczki z dobrymi momentami i ostatniego dnia roku wszystkie je wyjmujemy i cieszymy się tym, jak mieliśmy fantastyczny rok.  Kto z Was podłapał ten pomysł?

Bo ja tak, tylko z powodu deficytu słoika, padło na koszyczek. Staram się w nim gromadzić wszystkie fajne chwile tego roku, ale szczerze - czasem o tym zapominam. W związku z tym obiecuję sobie, że w przyszłym roku będę starała się bardziej! Wesprzecie mnie?

A teraz – dlaczego taka etykieta na moim blogu?
Bo pomyślałam sobie, że chciałabym się z Wami dzielić tymi wszystkimi fajnymi chwilami. Zobaczymy, jak mi pójdzie w grudniu z wrzucaniem karteczek do koszyczka. W sylwestra podsumuje cały rok i od 1 stycznia 2014 ruszamy od nowa:)

A teraz do meritum…
Parę godzin temu w koszyczku wylądowała karteczka, na której napisałam o wczorajszym babskim wieczorze z koleżankami z wcześniejszej pracy. Spotkanie niestety w smutnych okolicznościach, ponieważ Mała Mi wyjechała dziś rano do Radomska po rozstaniu z narzeczonym. Dlatego pojechałyśmy z Kaśką ją pożegnać. Robiłyśmy sobie wróżby andrzejkowe, z których wychodziło, że to ja pierwsza wyjdę za mąż, mimo że jestem od dziewczyn młodsza o prawie dziesięć lat (ah, bo Wy jeszcze nie wiecie, że mam 20). Nie wierzę w tego typu rzeczy, ale może los chciał mi tylko dać do zrozumienia, że nie zostanę starą panną – co jest myślą dość pocieszającą :P
Oczywiście było też winko, potem orzechówka z mlekiem – zwana Monte. Piłam pierwszy i ostatni raz, nikomu nie polecam. I oczywiście pogaduchy, ploty… o facetach, wspólnych znajomych, byłym szefie i tym, co u nas teraz, bo nie pracujemy już razem od pół roku.

I tak sobie myślałam, wracając rano tramwajem, w czym tkwi sekret tych zbawiennych babskich wieczorów? 
  • Ludzie, a dokładniej kobiety – myślę, że to przede wszystkim właśnie o to chodzi, że możemy spotkać się z kimś, kto nas dobrze rozumie, wysłucha, wesprze, a przy tym sprawi, że choć przez chwilę zapomnimy o naszych problemach, smutkach i żalach
  • Alkohol – nie oszukujmy się, że jest on nieodzownym atrybutem 99% babskich wieczorów. No ale przecież nic tak nie  rozwiązuje naszego języka, jak procentowe trunki – oczywiście w ilościach pozwalających na dalszą konwersację z koleżankami, a nie wąchanie kulki zapachowej we wnętrzu klozetu
  • Jedzenie – ciasto, pizza, kebab, sałatka, lody – cokolwiek by to nie było, w słusznej sprawie i damskim gronie nie idzie w boczki (tak sobie wmawiam dla lepszego samopoczucia)
  • Brak facetów – no bo z nimi nie miałybyśmy 90% tematów do rozmowy
  • Ploteczki – bo Zosia przytyła, Ania ma brzydkiego faceta, a Klaudia kupiła sobie straszne buty… No która z nas nie lubi poplotkować? :)
  • Relaks – przy koleżankach możemy być bez makijażu, w leginsach i koszulce XXL, we włosach spiętych w nieładzie (oczywiście, gdy jest to wersja domowa) i nie będziemy czuły się skrępowane, bo przecież w tym wszystkim chodzi o to, żebyśmy poczuły się dobrze.
Ja już chyba wyczerpałam swoją listę, ale może Wy macie jakieś pomysły, na które ja nie wpadłam? Chętnie się dowiem za co kochacie babskie wieczorki?

A może czyta to też jakiś mężczyzna? Jeśli tak to ja i podejrzewam, że wszystkie inne kobiety chętnie dowiemy się jak wyglądają Wasze wyjścia z kumplami?


Miłego wieczorku i cudownych, odprężających spotkań:)